No cóż, w trakcie święta pewnie będzie to jeszcze większa liczba, jakkolwiek, mamy nadzieję przekonać się na własne oczy, czy Suzhou faktycznie zasługuje na miano Wenecji Orientu :)
Etykiety: życie codzienne
[0. Uśmiech na twarzy Anii :) - przyp. Podróżnik]
1. Dotychczas, idąc rano o 7:30 na zajęcia czułam się jak w saunie, a dziś założyłam koszulkę z dłuższym rękawem (pierwszy raz od miesiąca).
2. Nasze mieszkanie nareszcie ma prawie jednolitą temperaturę - w pokoju jest troszkę cieplej a w kuchni i przedpokoju zimniej. Jeszcze wczoraj sytuacja przedstawiała się następująco: pokój chłodzony przez klimatyzację wskazuje temperaturę ok. 25 stopni; wychodzisz do przedpokoju, kuchni i łazienki - sauna.
3. Czujesz się rześko i przyjemnie, nawet jeśli wstało się o 6 rano.
4. Paweł zaczyna sie martwić, czy aby nie będzie większego ochłodzenie i czy aby nie zniknie ta wspaniała codzienna saunowa pogoda.
Cóż pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że kolejne dni pozostaną przy mojej ulubionej temperaturze 20 stopni. Żeby tylko nie nie padało :)
Etykiety: Hangzhou, życie codzienne
Tak się złożyło, że chyba jeszcze nie wspomnieliśmy nic więcej o mieście w którym mieszkamy, Hangzhou (czyt. Hangdżou). Przyjdzie nam je zwiedzać jeszcze przez najbliższy rok, codziennie mijać jego ulice, ale to nie powód do dyskryminacji. Szczególnie, że miasto jest wyjątkowo ładne - z kilku dotąd odwiedzonych w Chinach, to podoba się nam najbardziej. I nie jest to szybko wychodowany nacjonalizm lokalny, ale faktycznie, miasto ma tytuł najładniejszego miasta turystycznego w Chinach i zupełnie słusznie. Ma zdecydowanie więcej zieleni niż Pekin, jest też znacznie czystsze niż większość miast chińskich - sprzątane na okrągło, zadbane. Usytuowane jest nad Jeziorem Zachodnim (chin. 西湖 Xihu), zieloną okolicą, pełną kwiatów i poprzecinaną urokliwymi kanałami wodnymi. Prócz turystyki Hangzhou jest znane z Uniwersytetu Zhejiang, gdzie studiujemy. Ale o tym następnym razem.
Etykiety: Hangzhou
Po pierwszym tygodniu zajęć przyszedł czas na integrację i jeden ze znajomych zaproponował SOS Club. Ot z tego powodu, że płaci się 60 yuanów za wstęp i do rana dowolne drinki są za darmo. Czyli w przybliżeniu za 20 zł. Ok, pomyślałem, że za taką cenę pewnie nie można dużo się spodziewać, ale tanio, więc czemu mamy nie spróbować.
No i tutaj zaskoczenia zaczęły narastać lawinowo. Po pierwsze klub było widać już z odległości stu metrów, na dużym neonie czy telebimie rozmiarów kilkudziesięciu metrów kwadratowych widniał napis "SOS". Muzykę słychać było z odległości 50 metrów. A z 0 metrów widok porażał - niby klub, zwykły klub. Najwyższy standard, dobra muzyka, najnowsze hity, dobre drinki - ale, ale, chwila! W Chinach? Większości osób Chiny kojarzą się z zaściankiem. I tak też niejednokrotnie przez dwa lata nam opowiadano na zajęciach - np o dyskotekach rodem z czasów PRL. Taaak, może takie są, gdzieś w głębi kraju. Na pewno w stolicy, w Pekinie i w Szanghaju są jeszcze lepsze kluby. Ale w Hangzhou, mieście studentów i turystów nie jest gorzej, co i jednak pozytywnie zaskakuje.
A więc klub, standard bliższy USA niż Polsce, kilka sal, lasery, tancerki i tancerze. Co ciekawe, na Zachodzie żeby bawić się w takim klubie trzeba wydać odpowiednią ilość gotówki. A tutaj? 20 zł? W inny dzień 50 zł - za taką imprezę, takie drinki i atmosferę - warto!
Zaskakuje też młodzież tam się bawiąca. Chińczycy mogą uchodzić za nieśmiałych. Część z nami studiujących Azjatów właśnie taka jest, więc i tego można było spodziewać się na imprezie. Ale jednak nie, pełne rozluźnienie, śmiałe podejście (szczególnie do dziewczyn!), towarzyskie - słowem nie odbiegające ani o krok od Zachodu. Jeszcze na koniec dodam słowem, że jeśli ktoś myśli, że tak jest wszędzie, że to kwestia międzynarodowa - otóż nie, w Grecji, pamiętam jak nie wierzyłem, że w całych Atenach (populacja 3,7 mln) są tylko trzy (sic!) kluby gdzie można potańczyć. Uwierzyłem w końcu po długich poszukiwaniach. Trzy kluby, owszem, ładne, ale jednak spokojne, atmosfera sztywna, takie, jakich właśnie mógłbym się znacznie prędzej spodziewać w Chinach.
Zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony klubu www.soschina.net
Etykiety: analizy, Hangzhou, życie codzienne
Etykiety: życie codzienne
Etykiety: studia
Etykiety: studia
Dziś cały dzień leje. Tajfun jeszcze do nas nie dotarł, czyli nie sprawdziły się zapowiedzi znajomych Chińczyków. Choć wedle mapy satelitarnej efektów możemy spodziewać się raczej dopiero jutro, choć jeśli już, to będzie to tylko namiastka tajfunu, gdyż ledwie zahacza o Hangzhou.
Jakkolwiek deszczowa pogoda uprzykrzyła nam dziś życie. Jest wystarczająco mokro i wilgotno kiedy nie pada, a dziś w ogóle ciężko było poruszać się po mieście. Tym większa szkoda, że na dziś przypada Festiwal Środka Jesieni. Co to takiego? Długo próbowaliśmy do tego dojść. Według źródeł internetowych, przewodników, itp., to drugie najważniejsze święto w kalendarzu chińskim, zaraz po Chińskim Nowym Roku. I faktycznie objawy widać od już dość dawna, szczególnie w sklepach, gdzie sprzedawane są masowo tzw. Ciasteczka Księżycowe. Przenajróżniejsze, próbowaliśmy, pycha. Ale poza tymi ciasteczkami objawów brak. Z pewnością w większości to wina naszej krótkiej obecności w Chinach, ale warunki też zdecydowanie nam nie sprzyjają. Jeszcze w Polsce czytaliśmy, że z tej okazji ma być pokaz sztucznych ogni. Może i tak, ale na miejscu nic o tym nikt nie wie. Ani pytani Chińczycy - a wierzcie, pytaliśmy sporo osób - ani prasa, ani wieści z Internetu, słowem nikt nic nie wie o sztucznych ogniach. Z drugiej strony od paru dni cały czas słychać (i teraz, pisząc ten post słyszę) huki łudząco podobne do sztucznych ogni. Ale i w deszczu, i w dzień? Hmmm, zagadka narazie pozostaje nierozwiązana.
Może to po prostu kwestia innego podejścia i nastawienia do święta samych Chińczyków. My chcielibyśmy zobaczyć tutejsze zwyczaje czy może pokazy. A dla Chińczyków to przede wszystkim święto rodzinne, spędzane z najbliższymi, w zaciszu domu. Dodatkową atrakcją jest podziwianie księżyca w pełni; ale dzisiejszego deszczowego dnia niestety nie jest zbyt okazały.
Może jutro uda nam się jeszcze bliżej zapoznać z świętem. Dzień będzie wolny od pracy, także od zajęć. Zobaczymy.
Etykiety: Hangzhou, życie codzienne
Ale co już przyjemniejsze, klimat subtropikalny wyróżnia się ciekawą roślinnością. I tak, widujemy na ulicy czy w ogrodzie rośliny, które w Polsce możemy tylko hodować w doniczkach; np. palmy, juki.
Etykiety: Hangzhou
Etykiety: Hangzhou, studia, życie codzienne
Wyświetl większą mapę
W takiej jurcie spaliśmy na zielonym stepie. Było bardzo przyjemnie, w nocy zimno, ale jurta nie przepuszczała silnego wiatru. Do pełni wygód przydałby się jeszcze internet, ale czy za dużo nie wymagam?... ;)
A to prawdziwe, współczesne mieszkania mongolskie. Lepianki, często podmurowane, z doprowadzoną elektrycznością i wodą. Standart może nie najlepszy, ale na pewno wystarcza do spokojnego życia zdala od zgiełku miasta.
W tle konie, głównie na użytek turystów, a na pierwszym planie Mongoł zmotoryzowany - zdecydowanie częstszy widok, także bardziej orginalny od jurty na pokaz, czy czasem tylko używanego wierzchowca.
I tutaj kolejni mieszkańcy Mongolii Wewnętrznej na koniach mechanicznych. Podobnie jak w poprzednim wpisie widać na zamieszczonym zdjęciu, częsty widok, jak na koniu mechanicznym pogania się konia (czy wielbłąda) tradycyjnego. I tymczasem tyle, a jutro wspomnimy o dalszej podróży i Yungang Shiku.
Etykiety: podróże
Etykiety: podróże
Nowsze posty Starsze posty Strona główna