Fenomen weibo

Mikroblogowanie ogarnęło całe Chiny. Dzień zaczyna się od czytania weibo i komentowania wpisów. Z pozoru wydawać mogłoby się, że to nic ciekawego, ot chiński Twitter. Ale jeżeli przykładowo założymy, że w Chinach ma miejsce protest. W ciągu minuty cały świat obiegają zdjęcia i wpisy, jak wtedy zachowa się rząd?

Właśnie w sobotę, 23 lipca przekonaliśmy się o tym. Wieczorem około 21, pod Wenzhou zderzyły się dwa super szybkie pociągi, w wyniku czego 2 wagony spadły z wiaduktu.

fot. China Daily


Pierwsza, bardzo ogólnikowa informacja pojawia się na stronie agencji Xinhua, za nią na zagranicznych portalach. W ciągu paru minut na mikroblogach pojawiają się pierwsze zdjęcia, wołania o pomoc uwięzionych, relacje pasażerów a i pierwsze opinie o tragedii.

W tym wypadku to weibo wyprzedziło wszytskie agencje. Ale niektórzy”rozpędzili się za bardzo”. Pojawiły sie opinie, że rząd bedzie próbował zatuszować sprawę, że zabitych jest o wiele więcej niż 35 osób (jak podano oficjalnie w chińskiej prasie), że lokomotywa została szybko zaraz po tragedii zakopana.

Słynny stał się także apel jednego z blogowiczów zacytowany przez New York Times:

“China, please stop your flying pace, wait for your people, wait for your soul, wait for your morality, wait for your conscience! Don’t let the train run out off track, don’t let the bridges collapse, don’t let the roads become traps, don’t let houses become ruins. Walk slowly, allowing every life to have freedom and dignity. No one should be left behind by our era.”

Szacuje się, że w ciągu jednej nocy, od tragedii do niedzieli opublikowano 4miliony postów. Z czego część "niewygodnych" postów, zdjeć i video została skasowana.

Weibo czyli chiński Twitter powstał na portalu sina.com w 2009 roku ,dziś ma już 140 milionów użytkowników.

Chiny kochają luksus i zagraniczne marki. O tym przekonał się każdy kto założył firmę mającą w nazwie coś w sobie zachodniego. Produkty sprzedają się jak ciepłe bułeczki. A im droższe, tym popyt jeszcze większy. Ponieważ tylko płacąc wysoką cenę, Chińczyk ma pewność, że to produkt jest wysokiej jakości, sprowadzony z Zachodu.
Stosując te zasady jedna z chińskich firm dorobiła się majątu. Marka DaVinci oferowała luksusowe, włoskie meble, które produkowane były rzekomo we Włoszech. Ale dwa tygodnie DaVinci została podejrzana o oszukiwanie. Okazało się, że meble prokudkowane były w prowincji Guangdong, stamtąd wysyłane do Włoch, gdzie otrzymywały metkę: made in Italy. Następnie wracały do Chin jako produkty warte tysiące, miliony yuanów.
Tutaj artykuł o sprawie "Da Vinci".


Ehh, Chiny to kraj absurdu...

"Transport" to słowo, które towarzyszy turyście praktycznie w każym miejscu w Indonezji.
Oprócz tradycyjnej taksówki mamy wiele dodatkowych opcji:

1. Tuk tuki- wyglądają kolorowo i zabawnie. Jazda zalicza się czasem do przeżyć ektremalnych- zależy od umiejętności kierowcy. Minusy: hałas i spaliny



2. Autobus miejski- większości brak drzwi rekompensuje brak klimatyzacji. Można też w każdej chwili wsiąść i wysiąść. Na każdym przstankuoprócz zwykłych pasażerów wsiadają też uliczni grajkowie, sporzedawcy przekąsek i wody oraz żebracy. Przejeżdzają przystanek, na kolejnym wysiadają i czekają na następny autobus.



3. Pociąg- mamy kilka klas. W tym jazdę na dachu.



4. Motocykl

Indonezja - wrażenia cd

Przygoda – „ Beautiful dangerous"....

Indonezja posiada tajemnicze dżungle na Borneo, piękne plaże na Bali, nigdzie nie spotykane indziej gatunki zwierząt, unikalną kulturę każdej z wysp. Właśnie natura to coś, co z jednej strony przyciąga z drugiej stanowi ogromne niebezpieczeństwo.

Nam przyszło obejrzeć wulkany. Sceneria, która widzieliśmy czymś naprawdę niezapomnianym. Ale jak niebezpieczne może być to piękno przekonaliśmy się oglądając skutki wybuchu wulkanu Merapi.

A jak bardzo niebezpieczeństwo potrafi przyciągnąć turystów? Przykładem jest wulkan Bromo, który pod koniec 2010 roku zaczął „dymić”. Dotychczas był dosyć spokojnym wulkanem, atrakcją turystyczną i przynosił spore dochody dla miejscowej ludności. Gdy zaczął być niebezpieczny, władze zamknęły punkt widokowy dla turystów. Oficjalnie. Ale przecież miejscowi potrzebują turystów a turyści potrzebują wrażeń. Dlatego ciągle organizowane są wycieczki przez niektóre biura na punkt widokowy. A za odpowiednią opłatą można podjechać jeepem aż prawie pod sam krater. Jakie jest ryzyko? Może będzie to tylko mały wybuch po którym zostanie tylko otrzepać się z pyłu wulkanicznego a może to będzie eksplozja z lawą, od której nie będzie ucieczki.



Indonezja- wrażenia...

Zatłoczona.

Cóż wybraliśmy najbardziej zaludnioną wyspę świata- Jawę. Trudno jest znaleźć tam przestrzeń niezamieszkaną przez ludzi. Przykładowo, w Chinach zatłoczone są głównie miasta, szczególnie te duże. Na Jawie ludzie mieszkają praktycznie wszędzie, nawet w bardzo ekstremalnych warunkach. Widzieliśmy wulkan Bromo, który co 10 minut wyrzuca z siebie popiół a eksplozja może nastąpić w każdej chwili. Nie przeszkadza to jednak tamtejszym mieszkańcom na wzgórzach przyległych uprawiać warzywa. Wszak popiół wulkaniczny to najlepszy nawóz. A jak opowiadali nasi przewodnicy do niedawna mieszkańcy spod Bromo mieli swoje domy tu u podnóża wulkanu. Niedawna, wysoka aktywność zmusiła ich do przeniesienia się na wzgórza oddalone o około 3, 4 km od krateru.



Jakarta

Z pewnością nie należy do miast, które urzekają. Zatłoczona i zanieczyszczona, brudna. Paweł dostrzegał w niej pewne uroki ale dla mnie pozostanie jednym z najbrzydszych miast, które widziałam.






Kierunek- Indonezja

Luty to pora deszczowa w Indonezji. Zanim jednak sprawdziliśmy to, zdążyliśmy kupić bilet Singapur – Jakarta. Do końca nie byliśmy jednak pewni, czy lecieć, czy może od razu do Malezji. Spontanicznie zdecydowaliśmy w niedziele wieczorem, że w poniedziałek rano jednak lecimy do Jakarty. Gdy zjawiliśmy sie na lotnisku o godzinę przed odlotem, obsługa oświadczyła, że ponieważ nie mamy biletu powrotnego z Indonezji nie mogą nas wpuścić.... I się zaczęło...

Na szczęście na lotnisku był internet wiec w 15 minut kupiliśmy bilet....i ten sam miły pan oświadczył, że MUSI być wydruk tego biletu. A do odlotu zostało pół godziny. Gdy już prawie znaleźliśmy punkt z wydrukiem, na szczęście zmieniła się obsługa i ... pozwolono nam się odprawić oglądając tylko elektroniczny bilet na laptopie. Gdy już z ulgą przekroczyliśmy koleją bramkę, okazało się, że Paweł zgubił kartę wjazdową do Singapuru. A wydanie nowej miało trwać 10- 15 minut.... Na szczęście obsługa przyspieszyła swoje tempo.

Po kilku godzinach wylądowaliśmy w Jakarcie.



W Singapurze


Jedno z najmniejszych państw świata. Miejsce, gdzie nowoczesność przeplata się z tradycją.
Zaskoczył nas i to pozytywnie.




Moi drodzy....



Wiem, wiem, nie było nas długo na blogu. Ale nasz pociąg ciągle w drodze.
W lutym ruszyliśmy ponownie w Azję. Zaczęliśmy od Hongkongu, Singapuru a potem Indonezja i Malezja.
Zapraszamy w dalszą podróż...




Nowsze posty Starsze posty Strona główna

Blogger Template by Blogcrowds