Fabryka świata


Większość towarów, które kupujemy i które mają napis Made in China są właśnie produkowane w prowincji Guangdong. To tu, do Kantonu - miasta portowego, stolicy prowincji zjeżdżają tysiące chłopów z chińskich wsi, by spróbować szczęścia w wielkim świecie. Ogrom tzw. „pływającej populacji”, taniej siły roboczej można ocenić już na pierwszy rzut oka. Żeby chociaż wymienić wielki plac przed dworcem kolejowym. Gdy byliśmy plac był prawie pusty i przypominał w pewnym sensie monumentalny Plac Tiananmen z Pekinu. A to tylko dworzec! Zwykłe miejsce, które zbierało… no właśnie, kogo? Jakie to masy tutaj się przelewały? Obrazu dopełniały żelazne bramki, które służące do okiełznania tłumu.
Ze względów praktycznych wynajęliśmy hotel koło dworca i zaczęliśmy zwiedzanie właśnie od tej dzielnicy Kantonu. Z turystycznego punktu widzenia nie ma tam nic ciekawego. Ale dla uważnego obserwatora znajdzie się aż nadto powodów do przystanięcia i zastanowienia się. To tu właśnie można zobaczyć te Chiny, o których się pisze w europejskiej prasie, a których dotąd nie widzieliśmy: młodych ludzi bez butów, ubogich chłopów z wielkimi torbami, czekających na pracę, śpiących na ulicy, zbierających na wiadukcie na bilet do domu.


Zaraz obok, drugim światem, są wielkie hale wystawowe sąsiadujące z dworcem kolejowym. Tam mieszczą się luksusowe hotele dla biznesmenów. Ale tam też, w ciemnych uliczkach czekają młodzi chłopcy - nawet 10 letni! - z wizytówkami, reklamujący „masaż na telefon”. Biznesmeni z dalekich stron, po ciężkim dniu pracy, muszą się jakoś zrelaksować i zapewne robią to ochoczo, patrząc na bogatą ofertę. A tu czekają, według ogłoszeń z wizytówek: niewinne dziewice, studentki, rosyjskie dziewczyny czy też „factory girl”. Ten Kanton, który zobaczyliśmy zmusza do refleksji i do skonfrontowania z obrazem, który jest mediach zachodnich. „Fabryka świata”- wyzysk taniej siły roboczej istnieje i będzie istniał dopóki będzie na nią zapotrzebowania. A współczesne, konsumpcyjne społeczeństwo potrzebuje wciąż coraz to nowszych, tanich produktów.



Ale pozostawmy mroczną stronę południa. Kanton oczywiście to nie tylko brudne okolice dworca. W centrum możemy znaleźć kilka ciekawych świątyń i zbytki wielkiego miasta. Godnymi polecenia są piękna świątynia buddyjska i jeden z najstarszych meczetów w Chinach. Zaciekawili nas także mieszkańcy Kantonu. Jest to chyba jedno z najbardziej międzynarodowych miast, które widzieliśmy w Chinach. Oprócz Chińczyków mówiących po kantońsku, jest tam też sporo muzułmanów, prawdopodobnie Arabów, Afrykanów - podobno mają nawet swoją dzielnicę zwaną Chocolate City - a także, co ciekawe Rosjan. Praktycznie każdy shopping mall odzieżowy miał napisy w czterech językach: chińskim, angielskim, arabskim i właśnie rosyjskim. Poza tym spacerując, bardzo często brano nas za Rosjan i witano: zdrastwujtie!




0 komentarze:

Nowszy post Starszy post Strona główna

Blogger Template by Blogcrowds