Kontrasty Kuala Lumpur


Przedwczoraj przyjechaliśmy do Kuala Lumpur, późnym wieczorem, więc pierwsze zetknięcie z miastem było od tej ciemniejszej strony. Ale KL to miasto kontrastów, co widać chyba jeszcze bardziej niż w Chinach. Przede wszystkim przebijając się autobusem z lotniska do centrum mogliśmy obserwować drapacze chmur, nowoczesność, neony, setki rozświetlonych budek z sprzedawcami owoców. Ale gdy dotarliśmy już do Chinatown miasto kładło się spać, a przynajmniej Chińczycy. Ulice leniwie zamiatane po tysiącach odwiedzających, brud na ulicy i szczury. Tak, hasały sobie wesoło na odpadach, szczególnie w uliczce, gdzie pracę kończyło właśnie kilka knajp. Nawet nie trzeba było się bardzo wpatrywać, gdy szczur przebiegał tuż koło nóg. Od razu też pierwszej nocy potwierdziły się nasze obawy z wpisu "Mity wśród podróżnych - robaki" - widzieliśmy 5 cm karalucha uciekającego do kanału.
Wynajęliśmy mimo wszystko hotelik w Chinatown, dość nędzny, ale na szczęście bez wyżej wspomnianych przyjaciół. I w ogóle Chinatown w KL zdaje się być dużo brudniejsze niż same Chiny, co nas zaskoczyło. Nie biedniejsze, ale po prostu brudniejsze.


To oczywiście tylko jedna część miasta, obok zaraz jest dzielnica Małe Indie (Little India) i wszędzie pełno też rodzimych Malajów, czyli muzułmanów. Te trzy kultury obecnie zdają się żyć w zgodzie obok siebie, choć nieraz dochodziło do tarć czy nawet zamieszek. I pozostała część miasta właśnie jawi nam się w takim świetle, kolorowa, barwna, mnogość strojów, kultur i zwyczajów. Obok kościołów chrześcijańskich są meczety, świątynie hinduistyczne czy taoistyczne. Tych ostatnich co ciekawe też zdaje się być więcej niż w samych Chinach. Obraz więc jak z wczorajszego wpisu, trzy przyjaciółki, muzułmanka, Chinka, Hinduska.




0 komentarze:

Nowszy post Starszy post Strona główna

Blogger Template by Blogcrowds