Alfred Hitchcock zwykł mawiać, że "Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć". Wstrząsy były przed Warszawą i co trudniejsze przejścia wydawać by się mogło są za nami - stypendium x1, stypendium x2, wspólne miejsce wyprawy. Wizy to już tylko formalność. Generalnie, tak, ale... napięcie ma nieprzerwanie rosnąć.
Słoneczne popołudnie, godz. 13:30, mamy 2 godz. na załatwienie formalności. Ambasada ChRL zwykle nieoblegana, przywitała nas sporą kolejką. Czyżby Igrzyska były reglamentowane? Ostatnie 30 minut przyjmowania petentów, a my wciąż w kolejce, stricte w saunie-"szklarni" przed wejściem. Już w środku pani za przyciemnianą, pancerną szybą grzcznie odsyła nas do ksero; na szczęście nie na koniec kolejki. 20 minut, sprint. Pani rozdająca ulotki przed ambasadą z uprzejmym uśmiechem: "Proszę naokoło, krótsza droga jest zamknięta". Dywersja? 10 minut, jest ksero, 5 minut, sprint spowrotem. Dywersja, krótsza droga funkcjonowała jak najlepiej. 2 minuty przed zamknięciem, wpadamy, zlani potem i deszczem - składamy dokumenty. Czy ktoś jeszcze chce nam ciśnienie podnieść? 13 dni do wyjazdu, ciii, nie budźmy drzemiącego reżysera, Alfred powinien kończyć już ten odcinek. Czas na coś w stylu "Podróż do Nowej Ziemii". Odpowiedź ws. wiz za około tydzień.
Do Warszawy pojechaliśmy w 5 osób. Z Krakowa do Chin w sumie jedzie 8. Na miejscu spotkaliśmy w kolejce jeszcze koleżankę oraz kilka osób z Warszawy. Nawiązaliśmy kontakty i teraz Yunnan, Szanghaj, Nankin wpisujemy do notatnika z planami :) Z ambasady poszliśmy na chińszczyznę do znajomego Natalii - Restauracja Mister Wok w Warszawie, gorrrąco polecam! Zdaliśmy się na zamówienie od szefa kuchni i choć nie do końca wiem, co to były za potrawy, smakowały rewelacyjnie. Kurczak po Sichuańsku, w panierce, mocno wysmażony - mmm, zjadłbym jeszcze. Do tego ryż i wołowina na słodko-kwaśno. Jest szansa, że wytrzymam chwilę bez kuchni polskiej :)

3 komentarze:

W Warszawie to chyba można było trochę naszej kuchni liznąć, co? Przez rok przecież będziecie wchłaniać chińszczyznę i zatęsknicie za polskim schabowym i innym pysznym tradycyjnym jadłem! :) Zatem przed odjazdem zero chinszczyzny, dzięki temu w ekspressie będzie jeszcze orientalniej:)

5 sierpnia 2008 21:14  

Hehe, te same mialem watpliwosci, czy nie najem sie jeszcze dosc chinszczyzny na miejscu ;) Ale... te udka kurczaka, w panierce, mmm - szczerze watpie zebym w tak duzym kraju znalazl tak male danie. Na prawde goraco polecam, pyszna rzecz i nawet mialem tam wrocic, ale juz pociag odjezdzal :)

6 sierpnia 2008 01:13  

Ciekawe czy są tam jakieś społeczności Polaków, gdzie będziecie mogli zjeść coś polskiego:)
Biorąc pod uwagę bogactwo kuchni chińskiej/azjatyckiej nie prędko zatęsknicie za polskim żarłem. Ale jak wam trochę żołądki potruje inna flora bakteryjna to kto wie:)

6 sierpnia 2008 15:50  

Nowszy post Starszy post Strona główna

Blogger Template by Blogcrowds