I już rok nauki za nami


Dziś jesteśmy po egzaminie z języka chińskiego. Identyczny egzamin jak w Polsce, tylko z drobną różnicą... W Polsce takie egzaminy są po roku nauki, a tutaj po półtora miesiąca! Tempo na prawdę jest duże, w jeden rok robi się tutaj cztery podręczniki. I to nie jakieś krótkie, proste - dokładnie z tego samego korzystaliśmy ucząc się pierwszy rok j. chińskiego w Polsce. I wtedy przez rok "prawie" skończyliśmy całą książkę.
Ale bynajmniej się nie skarżymy! Nasz chiński rozwija się w porażającym tempie i wciąż wiele przed nami. Teraz rozumiemy osoby, które po pół albo po roku wracały z Chin. Tutaj uczy się dużo szybcij i lepiej. Jeśli ktoś chce się na prawdę nayczyć chińskiego, to nie warto męczyć się na sinologiach, tym bardziej na studiach kulturoznawczych. Owszem, wszystko to jest ciekawe, ale na dłuższą metę nic nie zastąpi wyjazdu.
A przy okazji, jak nam powiedzieli nauczyciele, "Zhejiang University to nie tylko język chiński, to także poznawanie kultury i Chin". I dlatego jutro o 5:00 rano pobudka i jedziemy zwiedzać świątynię Konfucjusza. Relacja już za parę dni :)

2 komentarze:

A mnie ciekawia te monitorki na pulpitach :) Chinczycy tacy nowatorscy? Do czego one sluza? A moze sa na pokaz dla obcokrajowcow?:)

9 listopada 2008 04:42  

Hehe, moze na pokaz, ale przydaja sie tez w praktyce te monitorki :) No, moze raczej cale urzadzenie, bo jest to lekcja "Ting li", czyli cwiczenia ze sluchania jezyka. I te monitorki to sterowanie do sluchawek, wlaczyc, wylaczyc, podglosnic, sciszyc. Zadna filozofia, ale zdecydowanie poprawia zajecia z sluchania. Swoja droga, o zgrozo, to najtrudniejsze z zajec!! W Polsce nikt wczesniej nas tego nie uczyl :(

9 listopada 2008 21:50  

Nowszy post Starszy post Strona główna

Blogger Template by Blogcrowds