Ho Chi Minh, dawny Sajgon


Po wczorajszych przygodach dziś przyszedł czas na zwiedzanie. Cóż, o ile HCM może i jest w miarę wygodnym miastem do życia, nowoczesny, rozświetlonym neonami, po prostu miastem, o tyle nie jest już tak dobrze z jego atrakcjami turystycznymi. Można policzyć je na palcach jednej ręki. Wszystkie skupiają się w niewielkim, postkolonialnym centrum. Przybyszom z Ameryki, może się coś tutaj spodobać, ale nam, podróżnikom z byłego bloku socjalistycznego (jakkolwiek to brzmi), przejadło się już oglądanie komunistycznych kolosów architektury.
Spacerując po uliczkach, zaczęliśmy rozmyślać o samych mieszkańcach Wietnamu. Ludzie zawsze są najciekawsi. Niedawno przeczytałam, że to właśnie Wietnamczycy stanowią w Polsce największą mniejszość narodową. Pewnie nie raz spotykaliście się z nimi kupując ubrania na Hali Targowej w Krakowie czy na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Paweł z rozrzewnieniem zawsze myśli o swoim swetrze, który właśnie kupił u Wietnamczyka 2 lata temu i do dziś wiernie mu służy. Sweter właśnie doczekał się powrotu do kraju ojczystego. Może przyda się jeszcze w chłodniejszym Hanoi, do którego wyjeżdżamy już wkrótce. Trasa przez Wietnam, to właśnie niejako nasza droga powrotna - jutro rano jedziemy do Hoi An, następnie Hue i w końcu Hanoi. Wszystko w jednym bilecie, tzw. Open Ticket, który jest popularny w Wietnamie.

0 komentarze:

Nowszy post Starszy post Strona główna

Blogger Template by Blogcrowds