Wyświetl większą mapę


Granica w Aranyaphatet po stronie tajskiej i Poi Pot po stronie kambodżańskiej obrosła już w legendę. Czego zresztą spodziewać się po granicy, za którą rozciąga się już nie bogata Tajlandia, tylko kraj trzeciego świata, na prawdę biedny i okrutnie doświadczony przez historię. Dodajmy, że granicę przekracza mnóstwo bogatych turystów, a to stwarza dobrą szansę na zarobek dla stróżów prawa.
Od wczoraj właśnie wertujemy Internet, żeby dowiedzieć się, co nas czeka. A historii jest wiele, mimo że powszechnie znane, to wciąż wielu daje się na nie nabrać. Największym kłopotem na początku jest w ogóle zakupienie biletu autobusowego do Kambodży. W Bangkoku działa sprawna siatka tuk tuków, tutejszych rikszarzy, która zawsze pomoże zakupić bilet. Zawieźli nas do trzech różnych pośredników, gdzie ceny różniły się od 600 do 1700 bahtów, czyli w uproszczeniu od 60 do 170zł. I wszystko byłoby dobrze, gdyby na kupnie biletu za 60zł się kończyło. Ale zakup, to - według relacji znajomych i przewodników - początek koszmaru. Zaczyna się od możliwie męczącej trasy, często okrężnej, żeby dotrzeć specjalnie z opóźnieniem na granicę. Tam nieświadomemu turyście oferuje się szereg "zniżek", najlepiej na wizy i formalności, których w ogóle nie trzeba dopełniać. W paszporcie parę dolarów też jest w dobrym guście. Już po stronie kambodżańskiej, trasę jaką opisują, musimy zobaczyć na własne oczy, bo uwierzyć nie chcemy. To w następnym poście. Dość powiedzieć, że znów z celowym opóźnieniem wyrzuca się turystów pod jednym z droższych hoteli, które odpowiednio odwdzięczają się kierowcy. O 4:00 w nocy, kto będzie skłonny szukać tańszego noclegu?
Na szczęście, to w większości legendy, w dużej części prawdziwe, ale będziemy skutecznie starali się je ominąć.
Przede wszystkim jedziemy na własną rękę. To nie eliminuje jeszcze kłopotów z strażą graniczną, które można porównać do przejść granicznych Polska - Wschód. Ale po pokrzepiającej lekturze porad ze strony Tales of Asia jedziemy z zapałem. Plan jest taki: 5:55 rano pociąg do granicy, trzeciej klasy, innego nie ma. Za to bilet za 49 bahtów, czyli mniej niż 5zł! Potem mototaxi do granicy i przejście graniczne. Tam szukamy autobusu do Siem Reap, ewentualnie wynajmujemy minibus, jeśli znalazłby się jeszcze ktoś chętny do podróży. To narazie tyle, trzymajcie kciuki i szczegółowa relacja już z Kambodży, jak tylko połączymy się z Internetem.

0 komentarze:

Nowszy post Starszy post Strona główna

Blogger Template by Blogcrowds